Archiwum luty 2009


lut 16 2009 Restauracja i Winiarnia Borpince
Komentarze: 0

Dwie wizyty pozwalają mi z czystym sumienie dopisać się do grona możenie wielbicieli, ale pozytywnie nastawionych, czyli raczej entuzjastówlokalu.
Pierwszy kontakt był przypadkowy, ale potrafił zaintrygować, Żonkazaordynowała tatara rybnego, ja skusiłem się na wołowy; obydwa wyborybardzo dobre, ze wskazaniem na ten wodnego pochodzenia. Doprawionewedług własnego uznania stanowiły doskonały akcent na początekniewielkiego obiadu. W jego roli głównej wystąpiły po stronie Żonkigęś, zaś po mojej kaczka, Ona trafiła w "10", ja zaś niestetyspudłowałem. Poradziłem sobie tylko dzięki wyśmienitemu winu, którenawet w najprostszym wydaniu pozwala zapomnieć o pewnychniedoskonałościach w postaci suchości drobiu na talerzu. Gęsina za tobyła niezrównanie wspaniała... Dlatego też podczas naszej drugiejwizyty ja się na nią skusiłem ;) Małżonka wybrała gęsią wątróbkęmarynowaną w tokaju z owocami, w opinii przemiłej pani kelnerki (swojądrogą obsługa jest bardzo dobra, może nie jest to reprezentacja starejkelnerskiej szkoły, ale radą i pomocna zawsze służy z uśmiechem nabuzi) danie bardzo kobiece, ale i ja z chęcią uszczknąłem jak sięokazało węgierskiego foie gras... najdroższe danie z karty (62 PLN),ale naprawdę warto. Na deser poprosiliśmy o puree z kasztanów z rumem,ciekawe, niespotykane danie i miło zaskakujące i deser z krememwaniliowym po uprzednim upewnieniu się, że śmietana nie jest z puszkinabitej dwutlenkiem węgla ;)
Z przyjemnością jeszcze tam zajrzymy, bo możliwości kuchni są spore,atmosfera niezobowiązująca, a karta win działa nie tylko na wyobraźnię.

Czytaj również
MOJ DRUGI BLOG

 

I TEN BLOG O Warszawskich restauracjach